wtorek, 24 grudnia 2013

24 grudnia

Napisałam do jakiegoś stowarzyszenia pomocy. Pomagają samotnym w święta.
Trochę mi lepiej kiedy mogę się komuś wygadać a wcale tej osoby nie wiem. Dick (jeden z pracowników, z którym pisałam) powiedział, że napisze do mnie jeszcze. Obiecał, że będzie mi pomagać. Dużo z nim piszę. Jest ode mnie o wiele starszy, ale czuje jakby był moim rówieśnikiem.
Boi się o mnie, prosi żebym pomyślała zanim zrobię coś głupiego. Obiecałam mu, że z każdym problemem skieruję się do niego. A teraz idę umierać w ciszy i spokoju. Usiądę przy choince i będę wpatrywać się w światełka.
Wesołych Świąt - jak to sarkastycznie brzmi...

poniedziałek, 23 grudnia 2013

23 grudnia

Śniła mi się moja śmierć. To było tak piękne...
Znów pokłóciłam się z Chrisem. Powiedział, mi że nie chce mieć żadnego współudziału przy mojej śmierci. Chciałam mu spokojnie powiedzieć, że nie chce się zabić, ale on mi ciągle przerywał i twierdził, że kłamie. Nienawidzę go. Nie powiedziałam mu tego, ale nienawidzę go. Za dużo bólu jak na jedną chwilę. Nie mogę znieść myśli, że dalej w pewnym sensie go kocham. Jednak jak mam kochać  osobę, która uparcie twierdzi, że chcę się zabić.
Obejrzałam do końca Titanica. Płakałam się. Płakałam dlatego, że tak bardzo pragnęłam być na tym statku, jednak nie chce w taki sposób umrzeć. To zbyt prosta śmierć. A kto chce umierać w prostocie?


Dla mnie miłość jest jak anihilacja, przy anihilacji znikają dwa istnienia... Jedno już odeszło, czyli ja. A to drugie? No właśnie... 
Jutro wigilia. Co roku, gdy wszyscy odejdą od wigilijnego stołu i cieszą się prezentami, to właśnie ja ubieram się i wychodzę z domu. Chodzę po ulicach. Przez odsłonięte okna widać radość rodzinną, dzieci, dorosłych. U mnie też to jest, ale jednak coś tłumi okazanie mojej radości. 
Ciekawe co dostanę w tym roku pod choinkę. Jak byłam mała wmawiano, mi że mały Aniołek wlatuje przez okno i kładzie pod choinką prezenty, czyli od małego dziecka okłamywano mnie. 
Budowano moje życie na kłamstwie i teraz okłamuje sama siebie, że będzie dobrze! Kłamie! Kłamie! Okłamuje sama siebie!!


Umieram już od kilku godzin, ale jednak nadal żyję. 
Wysłałam Chrisowi smsa z życzeniami świątecznymi. Odpisał mi, że nie przyjmuje życzeń od samobójców. Czemu on mnie tak rani? Dlaczego nie może mnie nigdy wysłuchać do końca? Urywa moje zdania w złych momentach, nie umie słuchać..


W swoim pokoju rozwiesiłam światełka (te takie na choinkę). Zasłoniłam okna i wpatruję się w nie. Mama ubiera choinkę, mówi, że sprawia jej to radość, ponieważ w domu nigdy nie mieli żywej, zawsze była sztuczna i obgryziona przez myszy. Jestem jak ten włóczęga, niespokojny duch z piosenki Starego Dobrego Małżeństwa "Z nim będziesz szczęśliwsza". Podobno napisał to poeta, który popełnił samobójstwo. Ciekawsze czy ja też bym tak skończyła, ciekawe ile ludzi tak skończy. 
Chcę zabić czas, dlatego znów rysuję. Usiłowałam narysować coś wesołego, kota czy psa. Nie da się... Narysowałam dziewczynkę, wisiała na stryczku, a za nią stała śmierć. Narysowałam śmierć, która spycha mnie z klifu, narysowałam swój sen, ten w którym ktoś mnie zastrzelił. Chris znalazł te rysunki, wyrzucał je przez okno i krzyczał na mnie. Powiedział też, że chciał mi dać prezent na święta. Łańcuszek z diamencikiem. Dobrze wie, że nienawidzę biżuterii, tak samo jak jego. Spalił moje uczucie. Wrzucił na palący stos moje ciało, jakim cudem ja jeszcze żyje....

niedziela, 22 grudnia 2013

22 grudzień

Świeci słońce, ja nie świece radością. Mam na sobie koszulkę z napisem "Łzy w związku z samotnością". Wczoraj wszyscy rozjechali się do domu po 20. Oglądałam Titanica, moja mama pociągała nosem ze wzruszenia, a ja patrzyłam na to jakby to dotyczyło mnie.
Za dwa dni święta, nie chcę... Wszyscy usiądą radośni przy stole, a ja będę się wpatrywać w światełka choinki.
Jestem za słaba, aby coś sobie zrobić. Nie potrafię zadawać sobie moją małą przyjaciółką żyletką bólu. Rany, które chciałabym sobie sprawić są niemożliwe. We mnie tkwią demony i pustka. Wypełniają tą pustkę. Umieram kolejny raz...
W mojej głowie mam ciągle ten sam głos, mówi wciąż to samo: "Elizabeth jesteś słaba i beznadziejna, umrzyj marnie". Czy ta tułaczka będzie jeszcze długa?
On jest obok mnie. Jest 7 km ode mnie, pisałam z nim dzisiaj. Martwi się o mnie, w szkole ogląda moje ręce, czy aby na pewno się nie tnę. Jednak nie zobaczy mojego serca. Mówi mi non stop coś miłego, dla mnie to kłamstwo. Wmawia mi swoją miłość, a gdyby dowiedział się jaka naprawdę jestem znienawidził by mnie. Stwierdził by, że jestem jakimś emo, ale nie jestem.
Co trochę pisze mi sms'a jak się czuję, kiedy widzę się z nim podejrzliwie przygląda mi się, tak jakby usiłował mnie uleczyć wzrokiem. Wtedy właśnie szukam wzrokiem czego powiązanego z szarą rzeczywistością.


Przy obiedzie tata wznowił temat o tym co chcielibyśmy na święta, mój brat powiedział, że jakąś dobrą książkę, ja pod nosem wydukałam, że śmierć lub 1% szczęścia. Usłyszał to i w jego oczach zakręciła się łza. Wpatrywał się mi bardzo dokładnie, mama dziwiła się, że taka jestem. Oschła, zimna, obojętna na wszystko.
Powiedziałam jej, że jestem Ebenezer Scrooge i czekam na te trzy duchy, które mają odmienić moje życie. Zaczęła się śmiać, a ja rzuciłam wzrok na drzwi.
Szczęście... Dziwne słowo, brzmi tak dziwnie nie po polsku, z lekkim akcentem na sylabę szczę... Szczęście, rodzaj jak dla mnie NIJAKI! Nijaki, bo jest nikim! Jest zerem! Szczęście to udupienie totalne! Trzeba chlać, jarać, skakać z okien, zabijać się nawzajem, bo życie jest tak mocno popieprzone?! Szczęście nosi imię niewiasty! Ile ciebie mam dotknąć razy żeby się poparzyć, tak żeby nie mieć odwagi, no ile razy?!
Cały mój świat, kraj, potrzebuje psychologa. Każda ręka czy noga, ludzie, politycy lub piłkarze potrzebują psychologa. Chciałabym być wodą, nie tą co tłucze się po oknach, co pali w gardle. Taką, która otuli kogoś, zmyje resztki parszywych dni, zabawnie pomarszczy dłonie, a kiedy zaśnie ktoś kogo pilnuje pilnie będzie stać przy jego łóżku. Taką, co nawilża wargi, czarną kawę zmieni w pył, a nie taką co żałośnie w nocy pali w gardle ogniem.
Nie mam poczucia bezpieczeństwa.


Wróciłam z kościoła. Nie jestem ateistką, wierzę i praktykuję. 
Ksiądz wziął mnie na rozmowę. Siedziałam i słuchałam co miał mi do powiedzenia. Zapytał się mnie jak mogę wierzyć, skoro w tak młodym wieku wyczekuję śmierci. Tylko burczałam pod nosem i poprosiłam o podpis na kontrolce do bierzmowania. Powiedział, że się za mnie pomodli. Nic nie odpowiedziałam tylko wyszłam. Długo siedziałam w parku i wpatrywałam się w biegające dzieci, chodzące przy szopce Bożonarodzeniowej. Moje usta usiłowały odpowiadać na ich uśmiech, jednak umysł był silniejszy. Opadam jak mgła, umieram jak roślina, o której się zapomniało.
Chciałam się komuś wygadać, on (chłopak, o którym pisałam wcześniej, czyli Christopher) powiedział, że musi się zastanowić nad dalszą historią naszej przyjaźni. 
Miałam trzech przyjaciół, znaczy się czterech. Mam dwóch - nie do końca dwóch. Chris chce mnie zostawić więc zostanie mi śmierć. Ona zawsze jest przy mnie. Nawet teraz, kiedy w rękach trzymam stępioną żyletkę. Nie jestem wystarczająco silna, aby coś nią sobie zrobić, właśnie dlatego ją stępiłam. Ludzie mówią, że robię to dla "fejmu". Całe moje zachowanie, styl mówienia i pisania. Kolejne pieprzone farmazony. Wszyscy wiedzą lepiej ode mnie, co mi dolega, co dla mnie będzie najlepsze. Inni wolą muzykę pop, a ja wole polski rock, inni wolą szpanować wszystkim co mają, a ja wole zamknąć się w swojej izolatce i rozmawiać ze ścianą i powietrzem.


Umieram, ale jednak dalej żyje, bo coś tu mnie trzyma i to mnie boli...
Jestem oswojona przez śmierć...

sobota, 21 grudnia 2013

21 grudnia 2013

Wszystko znów się sypie. Dziwne uczucie, że jeszcze chwilę temu byli obok a teraz są tak daleko. Już nie długo święta, nie chce. Wszyscy siedzą teraz przy stole, imieniny dziadka. A ja? A ja siedzę i po tajniacku piszę. Czuje, że się rozpadam. Powoli, boleśnie... W okół mnie rodzina. Zawsze się wyróżniam. Nie śmieszą mnie kawały mojego wujka, które rozbawiają każdego do łez. Nie cieszy mnie widok rodziny. Chce zostać sama, dlatego pisze. Psst, psst. Ktoś zaczyna kopać mnie pod stołem i zaczynam sztucznie się uśmiechać i śmiać. Czy ją na prawdę muszę mieć taką  tułaczkę? Nie odstępuje mnie na krok. Dzisiaj miałam myśli samobójcze, zraniłam się słowami. Mam ślad. Nikt go nie widzi, chyba że ktoś wyrwie mi serce. Moje serce jest poszarpane. Dziwne uczucie, znów... Rozpadam się do.końca. Ratunku!
Pomimo, że krzyczę  nikt nie mnie słyszy. Dziwne stłumione głosu... Jedyne co mnie cieszy to ona. Śmierć słowna... Zabiją mnie słowami, już zabijają.
Umieram... Nie jestem typowym samobójca  z żyletką w rękach, trzymam słowa. Ściskam je mocno i z każdym moim ściśnięciem one zadają mi ból. Każde moje ściśnięcie daje taki sam ból w słowach. Nienawidzę siebie. Jestem inna, zawsze taka będę. Z zewnątrz wyglądam tak całkiem normalnie, a w środku? W środku jest woja nad wojnami, pobojowisko, gruzy wspomnień. Moje marzenia już na zawsze pozostaną marzeniami.
Schizofrenia... Głosy w okół mnie, jest ich tak wiele, że brakuje mi palców, aby wszystkie je zliczyć. Są wszędzie, dochodzą z każdego kontu, ale gdy obracam się i szukam ich nagle cichną...
BŁAGAM, RATUNKU! NIECH MI KTOŚ POMOŻE!!
Budzę się i dalej leże na tej samej zimnej, nie równej posadce. To chyba dalej mój dom, tak to piwnica. Czuje zgniliznę, grzyb. Tak jakby gdzieś zakopano trupa. Czemu właśnie ja? Czemu szczęście omija mnie szerokim łukiem? Jestem zerem dla świata. Jestem jak ziarenko piasku na pustyni, które przesypuje się z końca w koniec, to boli - bardziej boli jednak fakt, że gdy jestem już tym ziarenkiem piasku to nikomu nie robi różnicy to czy jestem, czy mnie nie ma. Jestem niewidoczna dla świata. Ciągnę za sobą łańcuchy. Jak duch Marleya w "Opowieści Wilijnej". Jestem Ebenezer Scrooge, znaczy się Elizabeth Rosse, która jest tak podobna do głównego bohatera Opowieści Wilijnej. Może do mnie też przyjdą trzy duchy?
Hej duchy! Zapraszam! Może upiekę jakiś zakalec...